Rozważania Księdza Proboszcza oraz Grażyny i Roberta ze wspólnego Wielkopiątkowego czuwania od 20:30 do 22:00.
(Kursywą tytuły śpiewanych piosenek)

„OFIARUJĘ TOBIE”

Tę niezwykłą chwilę wieczoru Wielkiego Piątku ofiaruję Tobie Dobry Boże z potrzeby mojego pokornego serca, ofiaruję całe moje życie: mój czas, moje siły, moją wolność, to wszystko, co posiadam i to, kim tak naprawdę jestem. Dobry Jezu -zdradzony przez człowieka, umęczony i ukrzyżowany Ty przecież dobrze wiesz, co kryje się w moim niepokornym sercu, co kryje się w mojej tak mało wrażliwej duszy. Tylko Ty to wiesz i wiesz, czego tak naprawdę mi potrzeba do codziennej wędrówki, do mozolnego pielgrzymowania, do codziennej walki o szlachetny obraz mojego ludzkiego losu. Tym więc niecodziennym wyciszeniem duszy i spokojem serca chcę Tobie tak zwyczajnie podziękować ….choć bardzo proste są moje słowa…

„NIE UMIEM DZIĘKOWAĆ CI PANIE”

 Tak niedawno, na początku Wielkiego Postu usłyszeliśmy wezwanie i zaproszenie do pokuty, do pokornego i pięknego życia, do głębokiego przeżywania danego nam czasu. Bo Wielki Post to zawsze będzie nasz osobisty wybór, to zawsze będzie nasza osobista decyzja. Wielki Post to prawdziwa PUSTYNIA – serdecznych przeżyć i trudu wybranej drogi. To nie może być zwyczaj, to nie tylko tradycja chociażby najbardziej czcigodna, ale to moja bardzo intymna podróż z moim Bogiem. Czy dobrze wykorzystałem ten Boży dar? Św. Paweł prosił pierwszych uczniów Jezusa: „stójcie mocno w Panu…naśladujcie samego Chrystusa” …ale miał pełną świadomość, że wciąż wielu postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego”.
Popatrz przecież, od tamtego czasu nic się nie zmieniło, chociaż w historii Kościoła zapisane zostały piękne i bogate karty. Dzisiaj Kościół woła i prosi „Bądźcie naśladowcami Chrystusa, trwajcie mocno w Panu i równie mocno potwierdza gorzką prawdę „Wielu postępuje jak wrogowie Krzyża Chrystusowego. Zapytaj – po której jesteś stronie???

„NIE ZDEJMĘ KRZYŻA”

 Czy Ten prosty Krzyż – znak miłości i zwycięstwa wisi jeszcze dzisiaj w moim mieszkaniu… a może już tylko przeszkadza… może już jest niemodny… może już nie pasuje do nowoczesnego wystroju… a może już tego Krzyża tak po prostu nie rozumiem… a może nawet tego krzyża już się wstydzę? Zapytaj… czy ten krzyż – znak prawdy, i miłości i przebaczenia jest w moim sercu, czy żyję tym cennym darem krzyża. Czy w Ten Jezusowy krzyż wpisane jest moje życie? Czy cenię sobie jego wartość, jego sens, jego istotę… i wielkość i moc? A  może historia mojego życia to już tylko bezduszne echo historii starych przydrożnych krzyży i kapliczek???

„STARY  KRZYŻ”

 Spójrzmy dokoła, popatrzmy na siebie, spójrzmy we własne serce, zapytajmy uczciwie – czy w codziennym życiu jestem prawdziwym świadkiem, godnym i prawdomównym, świadkiem Jezusowej miłości, pokory i prawdy? Czy też może nadal – jak wróg Chrystusowego krzyża – mówię nieprawdę, nadal krytykuję i potępiam, nadal najważniejsze dla mnie to nienawiść i przewrotność? Nadal obwiniam innych? Odpowiedź na wiele pytań może być bolesna, bardzo bolesna, ale niech będzie prawdziwa, niech będzie prawdziwa.
Bóg daje ciągle nową szansę, daje ciągle nowy czas: na przemianę, na lepsze życie. Żadnego czasu nie wolno zmarnować, bo on się może już nie powtórzyć. Jeżeli spojrzymy prawdzie w oczy to wszystko możemy zmienić. Poukładać na nowo. Swoje własne życie mogę zmienić. Mogę zmienić życie innych, którzy przecież tak często wzywają pomocy. Czy słyszę to, czasem delikatne i subtelne, wołanie?
Najgorzej… ba! Nawet tragicznie …..jeżeli żyjemy w ciągłym zakłamaniu, gdy nasze życie staje się fałszywym zwierciadłem, gdy żyjemy ot, tak na pokaz. To bardzo szybko możemy stoczyć się na samo dno. To tę walkę o szczęśliwą wieczność możemy sromotnie przegrać. Warto więc solidnie otrząsnąć się z takiego stanu i wrócić na właściwą drogę. Powiedzieć w pokorze serca „Boże zgrzeszyłem” i powrócić, jak Marnotrawny Syn.

„SYN  MARNOTRAWNY”

Naszym Bogiem trzeba się tak po prostu zachwycić – jak uczniowie na Górze Tabor. Inaczej będzie tylko smutek, przygniatający ciężar życia i beznadzieja. Jezus chciał pokazać, że tylko poprzez trud życiowej drogi, przez wyrzeczenia można zobaczyć prawdziwe oblicze Boga. Można zobaczyć Boga uwielbionego, wspaniałego i cudownego. Nie odkładajmy tej chwili na potem.
Codziennie wybieramy. Każda niemal chwila to kolejna decyzja. Wybieraliśmy w przeszłości, wybieramy dzisiaj i wybierać będziemy w następnych latach. Wybieramy życiową drogę, wybieramy jak najwłaściwszy sposób zagospodarowania przyszłości, wybieramy jak najpiękniejszy kształt prawdy. A wszystko po to, aby zapewnić sobie spokojne życie. Ciągle podejmujemy jakieś ważne i istotne decyzje.
Ale pamiętaj! Gdy się nie uda, to się nie poddawaj, to się nie załamuj, to nie rezygnuj, ale walcz wytrwale o swoją godność, o swoje godne życie – trzeba ciągle zaczynać od nowa choćby było bardzo ciężko, na nowo podejmij ten trud.
Wybieramy człowieka, jako wiernego i odpowiedzialnego /taką mamy nadzieję/ towarzysza życia, jako swojego wspaniałego i potężnego przywódcę, jako szlachetnego i prawdziwego przewodnika. Ale jednocześnie wybieramy pewien system wartości i wybieramy konkretną prawdę, która powinna być fundamentem i istotą naszego życia. W tej plątaninie przeróżnych postaw i wyborów nie możemy zapominać, że to Jezus jest moim najlepszym Pasterzem, że to On i tylko On jest najlepszym Przyjacielem, że bez Niego tak naprawdę nie zrozumiem do końca żadnego człowieka, bez Niego nie poznam prawdziwej przyjaźni, nie przeżyję prawdziwej miłości– tej intymnej i takiej jedynej.

„NASZ PAN  JEST  DOBRYM  PASTERZEM”

 A my w naszym życiu jakżeż często wybieramy ale…
Wybieramy Chrystusa albo nie. Wybieramy Boga albo mit o świetlanej przyszłości. Wybieramy Kościół albo budujemy swój mały i egoistyczny świat bez Bożych wartości, świat „lekki, łatwy i przyjemny”. Mówił Jezus tyle razy, że musi cierpieć, że będzie wydany, że będzie zdradzony. Tę prawdę przypomina każda Msza Św. Stąd jest ona najlepszą szkołą pełnego i autentycznego chrześcijaństwa. Ona nas ciągle przekonuje, że do chwały, radości i wielkości prowadzi tylko jedna droga – droga krzyża i cierpienia. To trudna, ale i piękna droga. Nie lękajmy się i takiego wyboru. Nie bójmy się prawdziwej miłości.

„TY TYLKO MNIE POPROWADŹ”

 W tajemnicy krzyża oraz Chrystusowego Grobu nie mogło zabraknąć Najświętszej Matki. Ona to straszne cierpienie Syna dźwigała z nieprawdopodobnym bólem matczynego serca. Podziękujmy naszej Matce za tę obecność na krzyżowej drodze. Ona jest naszą jedyną pomocą, ona także puka do naszych serc.
Pod Krzyżem, w tej godzinie ciemności, wielkiego bólu i strasznego dramatu Jezus dał nam – i mnie i Tobie – dał swoją matkę, swoja kochaną mamę uczynił naszą mamą.
Zobacz, Jezus w takiej chwili – gdy nie mógł naprawdę NIC uczynić – bo przecież był przybity do Krzyża, zrobił NAJWIĘCEJ. Gdy nie mógł chodzić, nie mógł błogosławić, nie mógł uzdrawiać, nie mógł nauczać – ON NAS WTEDY ZBAWIŁ – z miłości i przez miłość …..bo „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś swoje życie oddaje za przyjaciół swoich”.
To przez wstawiennictwo Najświętszej Matki niezmordowanie prosimy Dobrego Boga o potrzebne łaski, błagamy o lepszy świat, wołamy z nadzieją o Matczyną opiekę.

„MARYJO, ŚLICZNA PANI”

 W Krzyżu cierpienie, w Krzyżu miłości nauka… śpiewamy z taką wiarą, nadzieją a jednocześnie radością, choć przecież w krzyżu kryją się wszelkie i często niepokorne tajemnice naszego człowieczego Losu. Ale wierzymy głęboko, że po okrutnym dramacie krzyżowej drogi i krzyżowej śmierci, był cudowny poranek nadziei i pokoju, poranek radości i zwycięstwa, zwycięstwa nad śmiercią, piekłem i szatanem. Dlatego ciągle możemy wołać i krzyczeć Alleluja! Nasz Pan żyje, jest z nami. Nasza religia to tajemnica radości i zwycięstwa.

„HALLELUJA”

„TO NIE GWOŹDZIE CIĘ PRZYBIŁY, LECZ MÓJ GRZECH”

Stałam wtedy razem z tłumem. Przyglądałam się. Bałam się podejść bliżej. Po prostu patrzyłam. Widziałam dokładnie, jak przybijali Go do krzyża, jak ból rozdzierał Jego Święte ciało. Udało mi się nawet dostrzec Jego wzrok – był pełen bólu i pełen miłości. Stałam i patrzyłam.

Następnym razem, zdecydowanym krokiem podeszłam bliżej. W głowie wciąż dźwięczały mi słowa tłumu i moje własne „Ukrzyżuj Go”. Szłam drogą, a On upadał. Te trzy upadki – to moje grzechy pomagały Mu upaść. Nie starałam się być na tyle blisko, aby Mu pomóc. Na Golgocie tym razem podeszłam pod sam krzyż.

Kolejna droga krzyżowa była łatwiejsza – wiedziałam dokładnie, że moje grzechy pomogą Mu upaść, a Jego Święta Krew zmiesza się z pyłem ziemi. Byłam bardzo blisko – mój grzech, Jego upadek. Przy ukrzyżowaniu tym razem podawałam gwoździe do rąk oprawców. Moje grzechy przybijały Go do krzyża. Umarł. To zło, które było we mnie, włócznią przebiło Chrystusowy bok.

Teraz klęczę przy Twoim Świętym Ciele… Jesteś martwy.. Samotny w zimnym, pustym grobie.

Panie Jezu jestem z Tobą, przepraszam, czuwam, abyś chociaż teraz nie czuł się opuszczony…

Wiem doskonale, że : „To nie gwoździe Cię przybiły. Lecz mój grzech”.

Kocham Cię, przepraszam, że przyczyniłam się do Twojego cierpienia, ukrzyżowania i śmierci.

Dziękuję, że cierpiałeś za mnie i umarłeś za mnie na krzyżu.

Pewnej nocy łzy z oczu mych, otarł dłonią swą Jezus…”

Najukochańszy Panie Jezu, wtedy w nocy, otarłeś z moich oczu łzy. Następnym, razem trzymałeś mnie mocno za rękę i pomagałeś mi iść. Gdy upadałam, otulałeś mnie swym ramieniem i prowadziłeś, a gdy było naprawdę ciężko , niosłeś mnie na rękach…

A ja…

Patrzyłam na Twoją drogę krzyżową – chciałam być jak święta Weronika i otrzeć Twoją zakrwawioną twarz, ale zawahałam się i ona uprzedziła mnie; potem tak bardzo pragnęłam pomóc Ci wstać – Twoje kolejne upadki rozdzierały moje serce, ale Ci żołnierze, ten tłum, strach paraliżował mnie.

Pragnęłam podejść pod krzyż, ale widziałam, że stoją tam już inni – zatem zostałam daleko w tyle. Nie odważyłam się nawet podejść, gdy Maryja tuliła do swego serca Twoje święte, martwe ciało.

Teraz, gdy spoczywasz w grobie , w końcu odważyłam się podejść i uklęknąć.

Przecież tyle razy ocierałeś z moich oczu łzy, trzymałeś mnie za rękę, podnosiłeś, otulałeś swym ramieniem lub niosłeś na rękach.

A ja ? Nie potrafiłam być z Tobą w najtrudniejszych chwilach Twego życia. Wtedy potrzebowałeś mnie najbardziej. Ja zawsze byłam zbyt daleko.

Gdy odpoczywasz po swej męce w grobie, jestem tuż obok.

Kocham Cię, Panie Jezu, wiesz o tym.

Przepraszam, że tyle razy Cię zawiodłam.

„Nie musisz mówić nic”

Mówiłeś do mnie: Ja Jestem…

Uczyłeś zawsze o miłości bliźniego…

Prosiłeś, abyśmy płakali nad sobą…

Miałeś nadzieję, że będziemy trwać z Tobą…

Zanim Cię pojmali, pragnąłeś, by

Odsunął ten kielich od Ciebie…

Jak człowiek po ludzku się bałeś,

Jak Bóg wiedziałeś, że się wypełni.

Gdy Judasz Cię wydał – wybaczyłeś mu,

Gdy Piotr się Ciebie zaparł – nie przestałeś go kochać,

Gdy krzyczeli „Ukrzyżuj Go”, modliłeś się za nich…

Gdy nakładali Ci na głowę koronę cierniową – niosłeś ją z dumą.

Na drodze krzyżowej każdy upadek był nie do zniesienia,

Spotkanie z Matką , bolało najbardziej.

Drwiące słowa, szydercze spojrzenia nie dawały Ci iść.

Golgota wydawała się być bez końca.

I w końcu gwoździe przebiły Twe dłonie,

Król Żydowski zawisł na krzyżu..

Jan przyjął Matkę do siebie,

A dobry łotr został zbawiony.

Ojcze, w Twe ręce ducha mego oddaję”

Wypowiedziałeś ostatnie słowa.

Przebito Ci bok,

Krew i woda obmyła nasz grzech.

I złożyli Cię w pustym grobie…

Potrzebowałeś odpoczynku.

Samotny, wyszydzony, skatowany,

A Święte Ciało to rana nad rany .

Przyszłam, upadłam na kolana…

Nie mogłam uwierzyć, że to Ty…

Przecież jeszcze wczoraj…

Przecież jeszcze dzisiaj, przed chwilą…

Jestem, pamiętam, czuwam…

Trwam…

Nie mówię nic…

Ty też nic nie mówisz…

Ty wiesz i ja wiem…

Nadejdzie zmartwychwstanie…

Twoje, moje, nasze,

To już za chwilę.

„Rozpięty na ramionach”

I znowu, wykonało się… I znowu przeżywałeś to samo…

Spoczywasz w grobie i wiesz, że za chwilę zwyciężysz śmierć.

Jest XXI wiek.

A Ty ciągle przeżywasz to od nowa… Męka, śmierć, oczekiwanie na zmartwychwstanie.

Jestem przy Tobie, nie chcę, żebyś był samotny…

Przecież Ty także zawsze przy mnie jesteś…

Jesteś przy każdym – gdzie się dziś podziali ci wszyscy?

Złożyli Cię do zimnego grobu i odeszli…

A ja w jasną, spokojną cichą noc, spoglądam w niebo pełne gwiazd i zastanawiam się , … nie pamiętaj, że czasem było źle.

Nie pamiętaj, że i ja i oni przybijaliśmy Cię do krzyża naszymi grzechami, że pozwoliliśmy byś był samotny wśród tłumu, że zaraz każdy i ja i on i oni wrócimy do swych domów.

Nie pamiętaj…

Powstań z martwych i Bądź.